Był to mój pierwszy maraton z cyklu ESKA FUJIFILM BIKE MARATON. Startowałem z siódmego sektora. Na starcie przede mną 350 osób... Wyruszyłem bardzo ostro, tętno utrzymywało się w granicach 188 ud/min. Na samym starcie wyprzedziłem bardzo dużo kolarzy, potem na podjazdach wraz z kolegą poznanym na trasie braliśmy to jednego to dwóch. Ciągnąłem tak ładnie aż do 35km kiedy to już moje nogi zaczęły opadać z sił... Karpacz dał się we znaki, no ale z drugiej strony w Karpaczu miałem super trening bo same podjazdy. To mi dało dużą przewagę na podjazdach. Brałem je bardziej siłowo niż inni i przy tym moje tętno opadało, wypoczywałem. Ale ten wypoczynek i tak mi dużo nie dał. Zaraz na prostej tempo poszło do góry a ja nie miałem już sił. Laktat gromadził się bardzo szybko w mięśniach. Potem jeszcze objechałem jednego kolegę z m1. Starałem się jechać swoje i ten maraton naprawdę pojechałem na maxa. Ostatecznie ukończyłem 13 w m1 i 235 MEGA OPEN i jestem z siebie bardzo dumny i zadowolony!!!! Pokazałem chłopakom jak się zjeżdza:D
Budzik był nastawiony na 6.00. I o tej godzinie zadzwonił. Byłem tak zmęczony że podświadomie jak się później okazało go wyłączyłem jak dzwonił i wstaliśmy o 7:45. Założyłem koło z tyłu, wyczyściłem rower i nasmarowałem napęd. Wyruszyliśmy około 9. Był 10 kilometrowy podjazd od Jeleniej Góry do Dziwiszowa a potem już w dół kapelą. Pobiłem Vmax uzyskując 65.75km/h (z sakwą!!!). Troszke było to niebezpieczne, rzucało rowerem i strach pomyśleć co by to było gdyby nagle bagażnik pękł:) No ale szczęśliwie wróciliśmy do domu. ZDOBYŁEM KARPACZ!!!!
Wstaliśmy o 9 rano, przygotowaliśmy rowery i wyruszyliśmy na szlak... Ciagłe podjazdy w górę, a potem bardzo szybkie zjazdy i tak w kółko. Około godziny 17 wyruszyłem na czarny szlak. Bardzo stromy podjazd stawał się ciągle bardziej stromy i do tego zaczęło padać. Dojechałem do granicy Karkonowskiego Parku Narodowego i dalej już były schody więc jazda nie była możliwa. Podczas zjazdu złapałem snejka po kilkukrotnym dobiciu koła...
Z Bartkiem wyjechaliśmy o 7:15 ze Ścinawy. Po półtorej godziny byliśmy w Legnicy. Okazało się że w rowerze kolegi odkręciła się korba... No to myślę: fajowo, nie mam takiego klucza przy sobie. No to dokręciłem szczypcami śrubkę. Starczyło to aby dojechać do warsztatu bosch i wtedy pożyczyliśmy klucz i zrobiliśmy to:D Minęła Legnica, Jawor i zaczynają się podjazdy, oj duże podjazdy... Wjazd 15km na "kapelę" mnie zmasakrował. Było tak stromo że jechaliśmy 7km/h. No ale nie ma co się dziwić miałem na bagażniku raptem 15kg;] Podjazdów było w sumie od 60km do samego karpacza. No, do Jeleniej Góry był zjazd i to nawet całkiem długi, a potem znowu pod górę:D I Dotarliśmy do Karpacza. Pojechaliśmy do upatrzonej w internecie miejscówki na nocleg. Jak się okazało właścicielami byli bardzo mili Państwo a szanowny Pan właściciel lubił rowerzystów, bo w rodzinie ma kolarza:D Zaproponował nam bardzo atrakcyjną cenę za nocleg tak więc podjeliśmy decyzję że zostajemy na dwie nocki:D Wieczorem pojechaliśmy na miasto podbić Karpacz:D Wbiliśmy się na górny Karpacz i potem zjazd na sam dół z prędkością 58km/h aż pod biedronkę aby zrobić zakupy na noc:d Bardzo zmęczeni wróciliśmy do miejsca noclegu i poszliśmy szybko spać:D Wkrótce c.d relacji. Teraz lecę spać bo jutro maraton w Jakuszycach....
Z Andrzejem byłem umówiony na 10 na "wielorybie" w Lubinie. Główny cel - trening po Wzgórzach Dalkowskich i wjazd na "Baba Jage". No i dotarliśmy po 30km do tej stromej góry. Andrzej jedzie pierwszy, ja wystartowałem troszkę później. Na samym końcu doszedłem go i siedziałem mu prawie na kole. Potem kilka bardzo szybkich i technicznych single tracków. Uwielbiam to - Łzawiące oczy przy prędkości dochodzącej do 50km/h na zjeździe:D I ta adrenalina:) Pomykaliśmy z prędkością dochodzącą do nawet 40km/h po płaskim przez dziury, piasek i żwir. Na trasie leżało mnóstwo gałęzi i gałązek oraz luźnych kamieni. Mniej strome podjazdy jeździłem dziś siłowo z niższą kadencją na wyższym przełożeniu. Tak napewno szybciej wyrobię moc w swoich nogach niż pedałując ciągle na "młynku". Dzisiaj noga podawała i to nawet bardzo, aż sam się ździwiłem. Widać w końcu jakieś rezultaty ostatnich treningów. Dodatkowo Andrzej motywował mnie jadąc koło mnie:) Po drodze przejeżdżaliśmy m.in przez: Lubin, Rynarcice, Żelazny most, Dąbrowa, Tarnówek, Komorniki, Żuków, Duża Wólka, Obiszów a na końcu pojechaliśmy do Sanktuarium w Grodowcu i wjechaliśmy na kawlarię nieopodal sanktuarium. To był najlepszy trening jaki kiedykolwiek odbyłem! :)
Z Radkiem (CCC POLSAT) byłem umówiony na 11. Razem pojechaliśmy do Lubina w celu zakupu pulsometru dla mnie. Do Lubina jechaliśmy strasznie szybko. Radek dał mi wycisk. Średnia 26.5 km/h. Niby nic a jednak dwa wcześniejsze dni pełne kilometrów dały się we znaki. Nogi bolały strasznie. Oczywiście to dla niego był spacerek. Pomijam to że jechał na swojej wypaśnej szosówce:) Na dodatek na dworze dawało jak na patelni. Jak dotarliśmy do Lubina do okazało się że w sklepie był tylko puslometr Sigmy Onyx pro miliard za 389zł! Ja chciałem kupic pc15:P Takowy znalazłem w galerii w sklepie martes sport no ale tam cena 219.99 :O Takie oczy zrobilem. Na allegro 150zł:P No to wróciliśmy do Ścinawy z pustymi rękoma. W drugą stronę jechaliśmy wolniej, byłem strasznie zmęczony. Potem poszedłem na basen a po basenie zamówiłem pulsometr. Wybrałem PC9... Ma wszystkie niezbędne funkcje i mi starczy bez problemu. No i troszke pieniędzy w kieszeni. Potem znowu wyszedłem na rower, pojeździłem z Bartkiem, obgadaliśmy wyjazd do Karpacza. Potem samotnie pojeździłem po mieście, aż na wieczór zajechałem do Karola i razem po ciemku już pojechaliśmy na kilka kilometrów. Ot taki dziesięcio kilometrowy rozjazd po całym dniu. I na tym skończył się mój rowerowy dzień, W sumie 67km nawet nie wiem kiedy:D
Dzisiejszy trening odbywał się na "piaskowni" w Ścinawie. Krótka rozgrzewka, potem zrobiłem 6 podjazdów z nasilającą się intensywnością. Następnie miałem przerwę i na wieczór wybrałem się na traskę szosą przez wioski w pobliżu Ścinawy. Tempo starałem się trzymać pod 25km/h. Do tego doszło szalenie po mieście i tak sie uzbierało 47 km:D Doszły sakwy dziś. No i uszkodziłem gwinty w ramie Kony. Amerykańskie gówno kruche jak ciasteczka... Ale to nie szkodzi w przymocowaniu bagażnika. Śruby można wkręcić z mocniejszą siła:P
Powoli zaczynam czynić przygotowania do wyjazdu do Karpacza. Już podjąłem decyzję co do daty. Pojadę 25 sierpnia a 26 sierpnia wracam:D Mam nadzieje że planów nie pokrzyżuje mi pogoda. Dzisiaj przyszedł bagażnik. Już jest wyregulowany i próba mocowania też już była. Wszystko pasuje prawie idealnie. Prawie bo z lewej strony zacisk hamulca uniemożliwiał zamocowanie bagażnika. No ale poszedłem do piwnicy. znalazłem dłuższą śrubę, dałem 3 grube podkładki i nic już nie wadzi :) Tyle że bagażnik jak patrzy się na profil koła to nie jest idealnie na środku tylko trochę w lewo. No ale nic nie szkodzi:) Na pewno nie będzie to miało większego wpływu na stabilność roweru podczas jazdy z sakwami. A propos sakw to będą za dwa dni:D Od zawsze marzyłem żeby się wybrać na dłuższy conajmniej dwudniowy wypad rowerem. Czy ktoś z okolic Lubina i Legnicy byłby chętny na wyjazd ?? jak tak to proszę dać znać w komencie:)